Nad ranem wiatr rozpoczął ponury koncert, gwiżdżąc na masztach i olinowaniu. Szarpał jachtami, próbując zerwać je z uwięzi. Zapowiadany sztorm zjawił się w całej okazałości, wypłukując świat z barw. Pozostawił ołowianą szarość chmur i siną zieleń rzeki. Warunki nie sprzyjały żegludze, więc zeszliśmy w głębiny, gdzie niestraszne są szalejące wiatry. Było spokojniej, co wcale nie znaczy, że przyjemniej.
Otaczał nas półmrok, wypełniony szmerem rozmów prowadzonych półgłosem i cichą melodią rosyjskich piosenek. Miarowe popiskiwania sonaru odbijały się echem w ciasnych korytarzach, wypełnionych labiryntem rur, przewodów oraz nieskończoną ilością zaworów i zegarów. Ciasne wodoszczelne grodzie, dzielące okręt podwodny na sektory dały się oswoić, kiedy opanowaliśmy sztukę prześlizgiwania się przez nie nogami do przodu. Najmłodsze skrzaty i zuchy obleciał strach w obliczu duchów z przeszłości.
Widzieliśmy załogę spędzającą wolny czas w kajutach i jedzącą posiłek w mesie. Część zajęta była pracą przy mechanizmach, lub nasłuchem radiowym. Odpowiednio ubrane manekiny i podkład dźwiękowy, sugestywnie przekazywał atmosferę na radzieckiej atomowej łodzi podwodnej. Ten ogromny okręt wyposażony był w pociski balistyczne z głowicami jądrowymi. Teraz stoi zacumowany przy kei w Peenemunde, jako eksponat muzealny. To niewielkie miasteczko było poligonem doświadczalnym dla rakiet V-1 i V-2 oraz prototypów samolotów Luftwaffe.
Łódź podwodna dostarczyła nam wystarczającej ilości wojennych wrażeń i resztę dnia spędziliśmy w „Phanomenta”, muzeum fizyki interaktywnej. Każdy mógł sam wykonać doświadczenia związane z fizyką, ludzkimi zmysłami, elektrycznością, światłem i poćwiczyć szare komórki w zabawach logicznych. Najmłodsi najwięcej czasu spędzili w pomieszczeniu, gdzie można było robić bańki mydlane rozmaitych kształtów i wielkości. Bawiliśmy się złudzeniami optycznymi z wykorzystaniem luster, lub wzorów oszukujących ludzkie oko. Był labirynt, gdzie jedynie zmysł dotyku mógł wyprowadzić z absolutnych ciemności. Jak się rozchodzą fale dźwiękowe i drgania, czy można zobaczyć dźwięk, albo podnieść jedną ręką trabanta? Na te wszystkie pytania można znaleźć odpowiedź w „Phanomencie”.
Wieczorem spotkaliśmy się w zacisznym pokoju wypoczynkowym na terenie mariny Kroslin. Kapitanowie zdradzili tajniki posługiwania się mapami nautycznymi i tajemniczymi instrumentami nawigacyjnymi. Popłynęły morskie opowieści, bo bez przygód żeglarz wysycha, jak nieużywana łódź i robią mu się w mózgu szpary, jak mawiał pirat Rabarbar.
Jutro płyniemy w górę rzeki.
Kurs Pierwszej Pomocy
W dniach 8-9 października, kilkoro wędrowników zjechało się z różnych końców Irlandii aby spotkać się na bazie w Piercestown w celach ukończenia kursu z pierwszej