Czas wlecze się, godzina za godziną. Przygotowania do rejsu zdają się nie mieć końca. Na zmęczonych twarzach dziewczyn daje się zauważyć pierwsze oznaki paniki, kiedy miejsce w bakistach powoli się wyczerpuje, a przybywają kolejne porcje zaopatrzenia. W głowach kołacze się tysiąc myśli:
Jak to będzie?
Czy będzie wesoło?
Czy będzie strasznie?
Kapitanowie dali po kawałku sznurka i każą ćwiczyć węzły. Ratowniczy, cumowniczy, knagowy, buchtowanie lin, kto by to wszystko spamiętał i po co to wszystko?
Potem poubierali w odblaskowe kubraczki z kołnierzami w stylu Hrabiego Drakuli. Taki stylowy koszmar trudno znaleźć nawet w Pennysie. Wreszcie kapitanowie zarządzili wypłynięcie.
Baksztagiem lewego halsu pożeglowaliśmy rzeką Regalicą na jezioro Dąbskie. I było strasznie, choć wesoło. Podmuchy silnego wiatru kładły łódź, a fale znosiły dziób w lewo. Gdyby ktoś prześledził trasę dzisiejszego rejsu pomyślałby, że urządziliśmy gonitwę za wężem morskim. Musimy się dotrzeć, my i nasze łodzie. Wyczuć ster i temperament jednostek. Po drodze uczyliśmy się podstawowych wiadomości o tym, gdzie dziób, a gdzie rufa, jak się nazywają poszczególne żagle i olinowanie.
Dzisiaj był krótki rejs, zaledwie dwie godziny z wiatrem i falą. Teraz palimy ognisko i pieczemy kiełbaski w lesie na Umbriadze. Jutro ruszamy dalej, do cywilizacji.
Pomimo najszczerszych chęci i sprzyjających warunków atmosferycznych, nikt nie zasłużył na miano „Prezesa”. Czekolada nadal czeka na pierwszą ofiarę Morskiej Choroby.


Kurs Pierwszej Pomocy
W dniach 8-9 października, kilkoro wędrowników zjechało się z różnych końców Irlandii aby spotkać się na bazie w Piercestown w celach ukończenia kursu z pierwszej